My Fantasy

...~Welcome In Our World~...

Ogłoszenie

A oto wielka reaktywacja. Obi Wan powrócił by podnieść na duchu zrozpaczonych... ;)

#1 2008-05-10 18:14:56

Kacpur "Hairy"

Zjadacz Kotów

11064092
Zarejestrowany: 2007-04-17
Posty: 596
Punktów :   

nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

ok,zamieszczę tu swoje post-apokaliptyczne opowiadanie,bo trzeba w końcu zacząć temat...

CENA ZLOTA

    - Co to było? Co to do diabła mogło być? - mężczyzna nikczemnej postury zadał pytanie, pomimo iż nikogo nie było w pobliżu. Chwilę później wrócił z powrotem do pracy. Wziął szpadel i kopał. Pracę przerywały mu pojedyncze przekleństwa, lecz szybko wracał do swojego zajęcia.
    Kopał, szukając kosztowności. Złota, które miały na sobie przegniłe trupy. Złota, za które wykarmi rodzinę. Kopał na opuszczonym terenie pośród zwłok. Nie bał się jednak, że ktoś go przyłapie na tej czynności. Bo kto w końcu mógłby chodzić po miejscu zrzutu bomb atomowych?
    Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że wybuch odbył się już ponad 20 lat temu, w felernym 2003 roku. Wiedział też, że są niepilnowane miejsca w murze otaczającym miejsce tragedii. Wiedział, że mur wybudowano, aby nikt tu nie wchodził. Z doświadczenia wiedział, że zakaz ten notorycznie łamało mnóstwo ludzi takich jak on - biednych, zapomnianych, pokrzywdzonych przez tragedię. Nie poinformowano go jednak o skutkach wybuchu.
    Nagle mężczyzna przestał kopać. Powodem nie było zmęczenie, które z każdą chwilą coraz bardziej ogarniało jego ponad czterdziestoletnie ciało. Nie było to też spowodowane tym, że więcej biżuterii po prostu by nie udźwignął. Powodem była zbliżająca się noc i związane z nią opowieści. Mężczyzna wbił szpadel w ziemię, rozejrzał się dookoła, zatrzymując głowę w jednym punkcie. Coś zauważył. Złudzenie spowodowane zmęczeniem, czy rzeczywistość skalana strachem? "Kurwa, za stary jestem na te wypady. Trzeba przerwać tę zabawę i znaleźć se robotę..."
    Urwał... Zobaczył postać... Wielką, oddaloną o ponad dwieście metrów... Czas potrzebny kopaczowi na powiedzenie "o kurwa" starczył postaci na pokonanie dzielącej ich odległości.
-Uciekaj, jeśli życie ci miłe - warknął nieznajomy. Głos, który usłyszał kopacz, był głosem nie uznającym sprzeciwu i powstrzymującym od zadawania zbędnych pytań. Kopacz, który wcale nie miał zamiaru nie słuchać się postaci, odwrócił się. Zaczął uciekać. Usłyszał nieludzkie odgłosy. Zaczął się modlić. Usłyszał kroki wskazujące, że ktoś go goni. I zaczął płakać.
    Po przebiegnięciu kilkuset metrów do jego uszu dobiegł wrzask. Wrzask, który jego zdaniem na pewno wydał nieznajomy. Uciekać, pomyślał, do domu, do córeczki, do kochanej Anelki. Do...
    Nie zdążył dokończyć, coś ostrego wbiło mu się w plecy. Poczuł, jak rozlewa się po nim fala ciepłej krwi. Poczuł, jak momentalnie stygło jego ciało. Ostatkiem sił przewrócił się na plecy, lecz szybko pożałował swej decyzji. Coś stało nad nim, nie przypominało to jednak nieznajomego, ba, nie przypominało nawet człowieka. Stał bowiem nad nim skutek wybuchu. Skutek, o którym nikt go nie poinformował, bo kto go zobaczył - ten ginął.
    Kopacz zamknął oczy. Ale to nie zły sen, to realny koszmar. I krótkotrwały ból... Ręka kopacza upadła o dwa kroki od ciała, przecięta ostrym jak brzytwa, twardym płatem skórnym na kończynie bestii...
    Nastąpił krzyk. Krzyk bólu, wydany przez przebitego mężczyznę. Krzyk tęsknoty i świadomości, że nie spotka się już z rodziną. Krzyk strachu, bo któż nie boi się śmierci? ... Po krzyku nastąpił wrzask. Wrzask po tysiąckroć straszniejszy od krzyku mężczyzny. Ale nie dlatego, że groźnie brzmiał. Nie dlatego, że echo niosło go przez olbrzymią odległość. Nie dlatego, że wydała go bestia powstała w wyniku poatomowej mutacji i emanująca nienawiścią do wszystkiego, co żywe. Wrzask straszny, gdyż przywołał inne głodne skutki wybuchu, które momentalnie zabrały się za posiłek. Bo przecież niecodziennie trafiał się obiad w postaci świeżych resztek człowieka.
    Po pewnej chwili bestie odeszły, dopuszczając do uczty szczury i wrony. W końcu one też muszą się odżywiać. Gryzonie od razu uciekły przed wielkimi ptakami, też stworzonymi przez wybuch. Ptactwo krakało. Najpewniej z zadowolenia, ale nikt nie mógł tego potwierdzić. Bo kto w końcu chodzi po miejscu zrzutu bomb atomowych?

wrzesień 2006


___________

zamieszczajcie też swoje opowiadania ;D


...lepiej umrzeć, niż żyć ze świadomością, że zrobiło się coś, do wymaga wybaczenia...

Offline

 

#2 2008-05-16 11:27:20

Fukari

Dark Metall

Zarejestrowany: 2008-05-08
Posty: 38
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

fane to jest umieszczałes to kiedyś^^ fajny klimat ma choc jest bardoz niejasne...takie zagadkowe i tajemnicze? albo niedopowiedziane


my sweet Nowhere.
for you and me.
<3

Offline

 

#3 2008-05-31 08:46:05

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

Zamieszczał. Owszem. Ale tamto forum już nie wróci. To nie jest kontynuacja. To coś zupełnie nowego. A opowiadanko fajne. Momentami zbyt chaotyczne, lecz najcześciej oddaje prawidłowo dynamikę historii którą opowiada.


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#4 2008-06-01 12:34:35

Kacpur "Hairy"

Zjadacz Kotów

11064092
Zarejestrowany: 2007-04-17
Posty: 596
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

to miał być prolog przed dłuuuugim opowiadaniem. szkoda,że nic z tego nie wyszło,


...lepiej umrzeć, niż żyć ze świadomością, że zrobiło się coś, do wymaga wybaczenia...

Offline

 

#5 2008-06-03 16:22:47

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

A jeszcze nic straconego...


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#6 2008-06-03 21:01:04

Kacpur "Hairy"

Zjadacz Kotów

11064092
Zarejestrowany: 2007-04-17
Posty: 596
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

nie chce mi się


...lepiej umrzeć, niż żyć ze świadomością, że zrobiło się coś, do wymaga wybaczenia...

Offline

 

#7 2008-06-04 18:49:23

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

Głupia odpowiedź.


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#8 2008-06-06 15:13:44

Fukari

Dark Metall

Zarejestrowany: 2008-05-08
Posty: 38
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

leń xP


my sweet Nowhere.
for you and me.
<3

Offline

 

#9 2008-06-06 15:23:17

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

A to leniuszek niedobry ;>


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#10 2008-06-09 21:41:55

Fukari

Dark Metall

Zarejestrowany: 2008-05-08
Posty: 38
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

Wojciechuuuuuuuuuuuuuu! wrzuć tu swoje opowiadanie to o którym wspomniałeś przy temacie o wampirach ^^


my sweet Nowhere.
for you and me.
<3

Offline

 

#11 2008-06-10 10:58:53

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

Ale chciałbym przynajmniej rozdział dokończyć... Cieszę się siostrzyczko że nie możesz się doczekać


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#12 2008-06-10 23:58:06

Fukari

Dark Metall

Zarejestrowany: 2008-05-08
Posty: 38
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

to wrzucaj podroździałyyy chociaż xD


my sweet Nowhere.
for you and me.
<3

Offline

 

#13 2008-06-11 14:43:40

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

skoro tak wielką wolę wyrażacie to proszę bardzo


    Mrok krypty rozświetliły płomienie pochodni. Po chwili w rzeźbionych wrotach ukazało się pięciu jegomości obładowanych sprzętem jak juczne konie.
- Musimy się uwijać Burrygs. Nie podoba mi się tu.
- Nie pieprz. Krypta jak każda inna. Rusz zadek jełopie!
    Ruszyli dalej, przechodząc właśnie przez duży hall ozdobiony uroczymi sarkofagami. Pod ścianą rzucili cały osprzęt na ziemię i zabrali się w pospiechu do rozdzielania sprzętu.
- Bierzcie kilofy chłopcy! Musimy zdarzyć przed świtem! Gońcie swoje tłuste dupska!!- wydzierał się jeden z nich, najwidoczniej przywódca. Reszta posłusznie zabrała się za demolowanie ciężkich wiek spoczywających na sarkofagach. Zabrali się do roboty z takim zapałem że nawet nie zauważyli ciekawego jegomościa, który przyglądał się ich wyczynom z wyraźna dezaprobatą.
- Gizz, ty sucze ścierwo!!- herszt wydarł się w niebogłosy kopiąc podwładnego w zadek. Spoczął niezwykle artystycznie w wilgotnej ziemi krypty. – Jeszcze jeden raz zobaczę, że próbujesz spylić złoto to utnę ci jaja i rzucę na pastwę psów!
- Daj mi spokój! Nic nie próbowałem spylić! Zaćma cię bierze od tego spirytusu od Dziadunia…
- Stul mordę bydlaku bo jak psa ubiję!!
    Groźba nie była najwidoczniej rzucona na wiatr, gdyż Gizz zabrał się do dalszego opróżniania sarkofagów. Po pewnym czasie na środku krypty znajdował się mile pobłyskujący w świetle pochodni stos różnych kosztowności.
    Tymczasem nasz jegomość poruszył się na stosie kamieni pod jedną ze ścian i postanowił przerwać trwającą w najlepsze grabież. Burrygs poczuł się naraz jakoś nieswojo. Odwrócił się niespokojnie i napotkał przed sobą dwoje dzikich oczu. Świeciły jak czerwone pochodnie. Przybysz rzucił niedbale:
- pragnę zauważyć, że ograbianie czyjegoś grobu nie należy do czynów popieranych przez ogół…
-O kuuurwaa!!! Wydarli się wszyscy zgodnie.
O kurwa…- stwierdził z flegmą wampir, gdy poczuł się zdemaskowany. – tak  się składa, że przechodziłem niedaleko i usłyszałem coś co przypominało do złudzenia ryk jelenia w czasie rui. Dźwięk wydobywał się z ponurego kurhanu…
    Herszt bandy poczerwieniał na chwilkę, po czym przyoblekł się na powrót w biel gaszonego wapna. Wampir kontynuował:
- Nie sądzicie, że teraz powinniście grzecznie poukładać wszystko na powrotem do sarkofagów?? Myślę, że to załatwiłoby część spornych kwestii między nami…
    Widząc jak ociągają się, kopnął lekko na wpół zniszczona czaszkę. Skutek był natychmiastowy i rabusie posłusznie poukładali drogocenne zawartości powrotem na miejsce.
- No to wstęp mamy za sobą!- zakrzyknął rozradowany czerwonooki. – Widząc, że nie dogada się, dodał: - A  teraz powiedzcie „smacznego”…
    Dalej akcja potoczyła się bardzo szybko. Jednym, szybkim ruchem miecza dobrał się do ich trzewi. Jeden z łotrów kopał jeszcze nogami ziemię, więc wykonał łaskawie drugie cięcie oddzielając głowę od tułowia.
- Chyba nie śniło wam się, że będę chłeptał wasza krew…- popatrzył z obrzydzeniem na pięć zwłok rozciągniętych na posadzce. – Capicie na kilometr i założę się że żaden wampir już tu nie zamieszka.
    Kopnął jedną z dopalających się pochodni w stronę ciał, które szybko utworzyły ognisko.
- Zostawcie kosztowności umarłym…

*****

    Za nieznajomym Słońce powoli ukazywało swój blask łąkom i lasom. Zostawił za sobą dymiącą kryptę i ruszył przed siebie. Zanurzył się w las, nieopodal którego znajdowała się nekropolia. W dali majaczyły postrzępione skaliste szczyty spowite ciemnymi chmurami niczym całunem śmierci. Bo nie było w nich życia…
Tylko wspomnienia…
    Mimo, że dzień rozpoczynał się pogodny i już z samego rana zachwycał paletą barw, pod dzikie i powiązane powojem gałęzie nie docierało światło. Ani jeden promień nie przedarł się do wnętrza. Nie da się ukryć że tajemniczemu osobnikowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu. Przynosiło mu ulgę.
- Wybacz ale nie będę cię dziś podziwiał…- rzucił w stronę Słońca, odwracając się jeszcze na moment. – Dziś będę adorował Księżyc i czar nocy pośród skał…
    Nie wspomniał, że oprócz nocy nawiedzą go wspomnienia. Jak zawsze i od wieków gnębią duszę i nie pozwalają udręczonym na wewnętrzny spokój. A duszę samotnego wędrowca na szlaku nawiedzają z wyjątkową zaciekłością. Próbował już nie raz uciec.
    Rozmyślania przerwał szmer na drodze pod rozłożystym dębem. Wampir podszedł bliżej. Pod drzewem spoczywał mężczyzna nakryty płaszczem pod samą brodę i z kapeluszem o szerokim rondzie nasuniętym głęboko na twarz.
- Znowu bijesz się z myślami Asiterze? O twoich pojedynkach z samym sobą będą pisać wędrowni poeci… - zagadnął przechodzącego obok.
- Czy znowu zamierzasz mnie wkurzać? Przez całą drogę w góry? Podniesiesz swoją dupę tylko po to żeby dotrzymać mi towarzystwa? Jestem szczerze wzruszony. – Asiter był wyraźnie nie zadowolony ze spotkania, na dodatek potrzebował samotności.
- Sam nie wiem… Chyba nie zasłużyłeś na moje towarzystwo…- odparł tamten rozbawiony.
- Oj Zail, Zail… Wybierz się w końcu do miejskiego burdelu. Może tam opadnie nieco twoja mania wielkości. Szeroko rozumiana rzecz jasna.
- Pieprz się! I daj mi spać. Po posiłku gadanie z tobą przyprawia mnie o mdłości… - w mroku błysnęły kocie, żółte oczy pod rondem kapelusza. – Zacznij żyć! – Dodał zanosząc się śmiechem.
    Asiter oddalił się bez słowa. Drugi wampir popatrzył za nim jeszcze jakiś czas, pokiwał z politowaniem głową. Nakrył powrotem twarz kapeluszem i po chwili zaczął pochrapywać. Może i miał odrobin ę współczucia dla wampira dręczonego przez wspomnienia, lecz nie zamierzał się z tym zdradzać. Dla niego przypadek Asitera był przede wszystkim żałosny.
    On tym czasem wspinał się już ścieżką w stronę coraz bliższych skalistych szczytów. Wyglądały tak przyjaźnie w porównaniu ze światem, w którym Asiter zmuszony był żyć, mimo że nie było to już życie śmiertelnika. W zasadzie nie zadawałby się z nikim gdyby nie to, że od czasu do czasu trzeba było pogadać o wspólnym polowaniu. Ludzie nie zawsze zapuszczali się na szlak pojedynczo a nawet robili to coraz rzadziej. Nie ukrywał, że zmiany nie podobały mu się zupełnie. Samotnik nigdy nie stanie się drapieżnikiem stadnym… A on najbardziej ze wszystkich wampirów szanował własne towarzystwo. To wystarczało. I nie chodziło bynajmniej o to, że gadał sam do siebie. Każdego dnia słyszał w głowie głos: „A ty pozwoliłeś jej umrzeć…” Nie pomagały żadne próby uciszenia skołatanego sumienia:
- Ale nie mogłem przecież nic zrobić!! Umierała na moich rękach!! Nie obchodzi cię to??!!! -- Ale to ty pozwoliłeś jej umrzeć… Nie było cię gdy śmierć zabierała swój łup….
- Przestań… Proszę cię!! Przestań…
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię…
    Doskonale wiedział, lecz każdego dnia swego długiego życia prowadził tą samą walkę i niestety za każdym razem walka była nie rozstrzygnięta. Tym bardziej, że znalazły się osoby które o tym wiedziały… A Asiter chciał stoczyć ją w samotności. W odosobnieniu dawać się powoli zagryzać wspomnieniom, które dawały odetchnąć w dzień, ale w nocy zawsze wracały.
    Droga łagodnie wspinała się w górę, w stronę jednej z wielu grani poszarpanych przez zimny wiatr i czas. Po drodze gdzie niegdzie samotne głazy spoglądały ze smutkiem i zrozumieniem na postać zmagającą się z coraz silniejszym wiatrem. Wprawdzie jego lodowatość nie powodowała bólu, to za bardzo kojarzyła się z życiem, które za sobą zostawił czerwonooki. „Tak będzie lepiej…” – pomyślał. Nie był przekonany co do tego. Może próbował dać sobie złudzenie i spokojnie zasnąć wśród skał groty, którą znalazł jakiś czas temu.
   
-----------------------------------------------------------------------------------------
   
    W oknach chatki na skraju lasu wciąż paliło się światło mimo, że było już po północy.
Na niebie gwiazdy, milczące jak zawsze, przyglądały się ze smutkiem ludziom, walczącym samotnie z tragedią…
- Jestem kochanie… Nie zamykaj oczu. Błagam cię…
- Tak mi strasznie zimno… Zei…Gdzie jesteś…?
- Alianno, jestem przy tobie. - Zei poczuł jak lodowaty pot spływa po jego czole. – Jestem cały czas.
- To dobrze… Zei… Zimno mi…
-Nie zamykaj oczu. Zaraz sprowadzę pomoc. Nastawiłem wodę w kociołku. Naparzę ziół…
-Wróć szybko… Tak mi zimno… Zaczekam na ciebie
    Zei znowu spłynął po czole lodowaty pot. Nigdy jeszcze nie przypuszczał, że kiedyś będzie się tak bał. Tak potwornie bał…Szybko narzucił na siebie stary, wytarty płaszcz i wybiegł z domu.
    Zaraz za domem sołtysa  skręcił w prawo, gdzie na końcu wioski stała chyląca się ku upadkowi chata. Wbiegł do niej nawet nie pukając i z miejsca zaczął potrząsać starcem, leżącym w barłogu ze słomy przykrytej derką. 
-Artusie! Artusie wstawaj!! – krzyczał mu prosto do ucha.
- Już wsta-a-a-ałem! Spoko-o-o-o-jnie…- próbował się wyswobodzić.
- Szybko!! Nie ma czasu!! Alianna!! Źle z nią!! Chyba umiera!!- Gdy Zei uświadomił sobie co przez chwilą powiedział, zatoczył się a pot zlał całe jego ciało. W jednej chwili dotarła do niego cała potworność tej chwili. Bezwiednie osunął się na kolana.
- Uspokój się. Już idę. Wstań.
    Zei postarał się podnieść z podłogi. Nogi jeszcze uginały się pod ciężarem świadomości. Dla jednych śmierć jest codziennością. Dla innych jest siostrą, bo sami rozdają śmierć. Dla jeszcze innych nie istnieje i nie ma przystępu do ich wspaniałych planów i marzeń. Dla Zei śmierć była końcem. Końcem w sensie najboleśniejszym z możliwych. Przez wszystkie lata, które spędził przy niej nie zdawał sobie sprawy z możliwości utracenia na zawsze ukochanej osoby. A może nie chciał o tym wiedzieć. W tej chwili jedna myśl wypełniła całą głowę i wydawało się, że lada chwila rozsadzi skołataną głowę.
    Starzec pociągnął Ze za płaszcz i całkiem żwawym krokiem pobiegł w stronę wioski,  a za nim Zei. Byli niczym zjawy szybko przemykające przez osiedla ludzkie. Starzec omal nie upuścił torby wypełnionej ziołami. Po chwili stali już w sieni domu Zei. Mimo, że na dworze hulał wiatr, we wnętrzu było niesamowicie cicho. Tylko stukanie pędzonych wiatrem gałązek i drobin ziemi mąciło ciszę. Zei ostrożnie wszedł do wnętrza, gdzie przysunięte do pieca stało łóżko, a w nim leżała nieruchomo postać. W pierwszej chwili przestraszył się, że przybył za późno. W głowie zrobiło się nagle ciemno. Widział  nagle starca pochylonego nad sobą, lecz nie słyszał Anie słowa z tego, co tamten mówił do niego. Nagle przyszła całkowita ciemność. Zei zapadł w dziwny sen bez marzeń.
    Obudziło go ciepło spoczywające na policzku. Powoli otworzył oczy. Mroczki zaczęły ustępować miejsca promieniom słonecznym wpadającym do środka przez okno. Naraz tak jak poprzednio niczym młot uderzyła w niego rzeczywistość. W głowie znowu zawirowały obrazy. Tym razem jednak nie zapadł się w pustym śnie bez obrazów. Poczuł nagle smagnięcie i piekący ból na policzku.
- Obudź się! Uratujemy ją!
    Wiatr zawodził żałobne psalmy za oknem…



    Na popołudniowym niebie wisiało w całej swej okazałości Słońce, zalewające okolicę blaskiem. Wbrew cieniowi zakrywającemu twarz i serce Zei. Onieśmielone promienie muskały dopiero kamienie ułożone na świeżej mogile.
    Widzisz? Łzy już się we mnie wypaliły, pomyślał. Nie mam już siły płakać. Nie mam siły krzyczeć. Ale skoro świat tak nas potraktował,  j a nie pozostanę dłużny. Odwdzięczę się  mu z nawiązką. Zamienię świat w taką pustynię jaka stało się dla mnie.
Zobaczysz…
- Odeszła spokojnie. Nie cierpiała bardzo przed śmiercią – rzekł starzec. – Pomódlmy się o spokój dla jej młodej duszyczki.
- Pomodlę się ojcze. Pomodlę się, ale jeszcze nie teraz… Zostaw mnie samego. Zrobiłeś co mogłeś.
- Nie pozwól aby zjadł cię ból. Łzy cię oczyszczą.
- Nie mam już łez starcze. Tylko wspomnienia. Odejdź.
    Zmierzch zastał Zei przy mogile Alianny. Był głodny i zmarznięty lecz uczucia te docierały do niego jakby przez mgłę. Cały czas czuł jedynie jak jego serce rozrywane jest od wewnątrz.  Nie wiedział czemu, ale pragnął obwinić za jej śmierć cały świat i zniszczyć go w wielkim morzu krwi. Tak naprawdę nie wiedział czemu chce zabijać. W tej chwili wydawało się to jedynym rozwiązaniem żeby zaspokoić sczerniałe serce. Najpierw zabiję ten świat, a na końcu siebie. To będzie moja nagroda, pomyślał. Bogowie bez wyznawców nie są potrzebni.
    Następnego dnia przyszedł do niego stary Artus. Zei nawet się nie poruszył. Stary człowiek widział, że on sam nic nie wskóra. Może co najwyżej błagać bogów o łaskę dla niego.
    Zmierzch zastał i tym razem Zei na cmentarzu. Jego rozmyślań nie  mącił najmniejszy szmer. Nawet liście na drzewach nie wywoływały najmniejszego szelestu. Wiedział jednak że tej nocy nie jest sam. Czuł czyjąś obecność. Nie tak jak człowiek odczuwa że ktoś stoi za jego plecami. To było zupełnie inne odczucie.
    Nagle Zei wstał i cisnął pochwyconym z ziemi kamieniem w najbliższe krzaki. Nic się nie poruszyło.
- Wyłaź krwiopijco… Nie mam ochoty bawić się w chowanego. Jeśli masz ochotę wychłeptać moją krew to proszę bardzo… Wszystko mi jedno. – w jednej chwili wampir znalazł się za plecami Zei, który zobaczył jedynie smugę pędzącego i nieco ciemniejszego powietrza.
- Wiesz co? Słodki jesteś… Podobasz mi się. Może nawet pozwoliłbym ci stać się jednym z nas.  Ale jestem głodny. Bardzo głodny. Żegnaj śliczny chłopcze.
    Z impetem wgryzł się w szyję Zei. Krew trysnęła niczym krystalicznie czysta woda z młodego źródełka. A wampir chciwie chłeptał ją, zachłystywał się nią. Dawno nie jadł. Bardzo dawno. Nagle przestał. Nie wypuszczając Zei z morderczego uścisku zaczął szeptać mu na ucho:
- Co to ma być? Twoja krew jest czarna. Twoje serce już od wielu godzin nie bije. Co to za sztuczka? Chciałeś mnie unicestwić? Jesteś jednym z tych sukinsynów którzy nazywają siebie łowcami potworów?
- Byłem człowiekiem… - wysapał z trudem Zei. – I wezmę od ciebie sam to czego ty nie chcesz mi dać…
    Zanim wampir zdążył cokolwiek zrobić, Zei szarpnął się ostatkiem sił i wgryzł się w jego szyję tak jak on w jego własną. Wyglądało to jak namiętny pocałunek dwojga kochanków. I było tak w rzeczywistości. Ale już wcześniej Zei postanowił, że nigdy nie będzie nikogo o nic błagał. Sam weźmie to co uzna za słuszne. I teraz brał to, czego nikt nie chciał mu ofiarować.    
    Wampir z przerażeniem patrzył jak Zei przykląkł z bólu i jak jego ciałem targają konwulsje. Ta istota, bo nie był to już człowiek, przerażała go do głębi. Jego, wampira, nie znającego strachu przed śmiercią czy chorobami i dzikimi zwierzętami.
- Co się stało? Wydajesz się być przestraszony… - wydyszał Zei podnosząc się z kolan. – Czyżbym wziął coś, czego nie chciałeś mi dać?


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 

#14 2008-06-11 21:21:28

Kacpur "Hairy"

Zjadacz Kotów

11064092
Zarejestrowany: 2007-04-17
Posty: 596
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

niezłe...naprawdę niezłe ;p początek - rozwala i poraża humorem sytuacyjnym ;D


...lepiej umrzeć, niż żyć ze świadomością, że zrobiło się coś, do wymaga wybaczenia...

Offline

 

#15 2008-06-12 16:21:02

Wishmaster

Administrator

3926708
Zarejestrowany: 2007-04-14
Posty: 426
Punktów :   

Re: nasze "dzieła" - efekty naszej chorej wyobraźni ;D

cieszę się z przychylnej aczkolwiek nie spontanicznej opinii


Znalazłem Cię tam... w moim śnie...
Chciałbym odnaleźć Cię na jawie...
http://i107.photobucket.com/albums/m290/billrtodd75/EmoLove.jpg

Offline

 
Szary tłum to groźna rzeka... Może porwać cię nurt. Możesz sie utopić. Nie daj sie!

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wychowaniemgr.pun.pl www.footballmanagerpolish.pun.pl www.wrphclan.pun.pl www.klasa1alo.pun.pl www.etipb.pun.pl